pysznie w Malarskiej 25 podczas jesiennego Restaurant Week
Na sam koniec jesiennej edycji Restaurant Week zostawiliśmy sobie Malarską 25 , która zachwyciła nas już podczas poprzedniej edycji festiwalu i której menu znów wyglądało obiecująco.
W eleganckim, ale ciepłym i przytulnym wnętrzu, powitała nas uśmiechnięta pani kelnerka, podając na start, oprócz drinków festiwalowych, krwistoczerwone shoty z kiszonego pomidora. Ta eksplozja smaku przygotowała nasze kubki smakowe na niezwykłe doznania wieczoru i zaostrzyła apetyt.
Najpierw na stół wjechały przystawki - pierożki z cieniutkiego, chrupiącego ciasta, nadziane salsą z cukinii i papryki, w towarzystwie dojrzewającego sera ze Ślubowa i pianki gruszkowej. Takie jak lubię najbardziej- wyrafinowane, aromatyczne, z udziałem produktów sezonowych i regionalnych. To był udany początek, delikatnością kolorystyki i smaku trochę w kontraście do intensywnego kiszonego pomidora.
Danie główne w wersji mięsnej to szynka z dzika, z fondantem ziemniaczanym, brukselką karmelizowaną w miodowniku, z piklowanym burakiem i marchwią. Znów sezonowo, oryginalnie i smacznie. Troszkę można się przyczepić do odrobinę przesuszonego, a co za tym idzie twardawego dzika, ale ratowały to danie świetne dodatki, włącznie z brukselką, która przekonała nawet najbardziej zagorzałych wrogów tego warzywa.
Wersja bezmięsna to cudownie chrupiące placki z kaszy z Doliny Gryki, na kremie z twarogu Ślubowskiego, z warzywami z pieca opalanego drewnem i z sosem winno-czekoladowym. Uwielbiam tę dbałość o lokalność produktu, w połączeniu z umiejętnością podkręcenia smaku w taki sposób, że nawet najprostsze warzywa są wyśmienite. Troszkę obawiałam się sosu czekoladowego, ale, choć mógłby odrobinę bardziej smakować winem, bo czekolada zdecydowanie dominowała, to udanie wpasowywał się w kompozycję.
Na sam koniec podany został deser, który jednogłośnie uznaliśmy za najlepszy, jaki jedliśmy w tej edycji festiwalu i w ogóle jeden z lepszych jakie w ogóle jedliśmy. Pieczona dynia, śliwka i jabłko podane zostały na migdałowej kruszonce, w towarzystwie doskonałych lodów z masła orzechowego. Deser był wysublimowany w smaku, niezbyt słodki, pełen kontrastów, zarówno w smaku, jak i w teksturze. Rewelacja!
W eleganckim, ale ciepłym i przytulnym wnętrzu, powitała nas uśmiechnięta pani kelnerka, podając na start, oprócz drinków festiwalowych, krwistoczerwone shoty z kiszonego pomidora. Ta eksplozja smaku przygotowała nasze kubki smakowe na niezwykłe doznania wieczoru i zaostrzyła apetyt.
Najpierw na stół wjechały przystawki - pierożki z cieniutkiego, chrupiącego ciasta, nadziane salsą z cukinii i papryki, w towarzystwie dojrzewającego sera ze Ślubowa i pianki gruszkowej. Takie jak lubię najbardziej- wyrafinowane, aromatyczne, z udziałem produktów sezonowych i regionalnych. To był udany początek, delikatnością kolorystyki i smaku trochę w kontraście do intensywnego kiszonego pomidora.
Danie główne w wersji mięsnej to szynka z dzika, z fondantem ziemniaczanym, brukselką karmelizowaną w miodowniku, z piklowanym burakiem i marchwią. Znów sezonowo, oryginalnie i smacznie. Troszkę można się przyczepić do odrobinę przesuszonego, a co za tym idzie twardawego dzika, ale ratowały to danie świetne dodatki, włącznie z brukselką, która przekonała nawet najbardziej zagorzałych wrogów tego warzywa.
Wersja bezmięsna to cudownie chrupiące placki z kaszy z Doliny Gryki, na kremie z twarogu Ślubowskiego, z warzywami z pieca opalanego drewnem i z sosem winno-czekoladowym. Uwielbiam tę dbałość o lokalność produktu, w połączeniu z umiejętnością podkręcenia smaku w taki sposób, że nawet najprostsze warzywa są wyśmienite. Troszkę obawiałam się sosu czekoladowego, ale, choć mógłby odrobinę bardziej smakować winem, bo czekolada zdecydowanie dominowała, to udanie wpasowywał się w kompozycję.
Na sam koniec podany został deser, który jednogłośnie uznaliśmy za najlepszy, jaki jedliśmy w tej edycji festiwalu i w ogóle jeden z lepszych jakie w ogóle jedliśmy. Pieczona dynia, śliwka i jabłko podane zostały na migdałowej kruszonce, w towarzystwie doskonałych lodów z masła orzechowego. Deser był wysublimowany w smaku, niezbyt słodki, pełen kontrastów, zarówno w smaku, jak i w teksturze. Rewelacja!
Po raz kolejny Malarska 25 nas nie zawiodła. Z pewnością będziemy ją jeszcze odwiedzać podczas kolejnych edycji festiwalu, jak i bez okazji, bo zdecydowanie warto tam zaglądać w poszukiwaniu oryginalnych smaków i niecodziennych połączeń.
Komentarze
Prześlij komentarz